Kilka dni temu media społecznościowe oraz Internet obiegła informacja, że należąca do grupy „Stop Bzdurom” działaczka LGBT „Lu” została wepchnięta celowo pod jadący tramwaj. Od początku wątpliwości budziła wiarygodność w historii niedoszłej ofiary, ale potrzebne było należyte zbadanie sprawy z uwagi na opublikowaną dramatyczną relację. „Lu” nie podała miejsca i czasu zdarzenia, nie pamiętała numeru tramwaju, ani nie zapamiętała sprawcy. Okazało się, że nie było świadków i nie upubliczniono nagrań ze zdarzenia potwierdzających historię. Dopiero teraz do sprawy odniósł się Zarząd Transportu Miejskiego w Warszawie, który w odpowiedzi jednemu z Internautów przekazał, iż nie potwierdzają jakoby taka sytuacja miała miejsca.
Wszystko zaczęło się od postu „Stop bzdurom”, w którym wyznali oni, że ich działaczka „Lu” została celowo wepchnięta pod tramwaj przez nieznanego im mężczyznę. Sytuacja wywołała spory odzew środowisk związanych z ruchem LGBT, w tym organizację „Kampania Przeciw Homofobii”, która miała zacząć szukać świadków zdarzenia. Co ciekawe, Instytut Ordo Iuris złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury, w celu ustalenia faktycznego przebiegu zdarzeń.
Działaczka LGBT będzie mogła złożyć zeznania o przebiegu zdarzenia pod rygorem odpowiedzialności karnej z art. 233 kk. dot. składania fałszywych zeznań. Co ważne, jeśli ktoś składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
https://www.facebook.com/stopbzdurom/posts/762643840983274
Jednak problem pojawił się, gdy ludzie zaczęli pytać o okoliczności zdarzenia. Działacze „Stop bzdurom” nie chcieli podać miejsca, czasu, okoliczności, nie ujawnili się żadni świadkowie zdarzenia (stąd akcja KPH), nie było także żadnych nagrań wideo potwierdzających sensacyjną historię. Na pytania komentujących na ich profilu osób o okoliczności zdarzenia i dowody w tej sprawie, działacze kolektywu odpowiadali z właściwą im dezynwolturą, twierdząc, że „przecież relacja osoby poszkodowanej wystarczy”.
Do akcji wkroczyli więc internauci, którzy postanowili napisać w tej sprawie bezpośrednio do ZTM. Okazało się, że zdarzenie – według tej instytucji – nie miało miejsca. Żaden z motorniczych nie zgłosił takiej sytuacji na policję, nie odnotowano również nagrań ze zdarzenia.
W mailu oznaczonym jako odpowiedź ZTM czytamy: „w przedmiotowej sprawie do Zarządu Transportu Miejskiego nie wpłynęło żadne oficjalne zgłoszenie (…) Niemniej, na podstawie doniesień medialnych sprawdzone zostały raporty z tego dnia, które nie potwierdziły żadnego zatrzymania mogącego wynikać z opisanej sytuacji. W sprawie tej nie wpłynęło również zgłoszenie ze strony motorniczego”. Przypomnijmy, że w relacji „Lu” pada sformułowanie „nic nie pamiętam, zareagował maszynista”.
Widać zatem, że relacjonowanie zdarzenie póki co nie ma potwierdzenia w relacjach osób, nagraniach czy potwierdzenia ze strony ZTM. Czy media, które powielały historię o rzekomym wepchnięciu pod tramwaj, zaktualizują swoje doniesienia prasowe?
Jacek Kowal
źródła: facebook.com/twitter.com/niezalezna.pl/antyradio.pl
fot.pixabay