Pod koniec sierpnia Lech Wałęsa odnowił trwający od lat spór pomiędzy nim a historykiem prof. Sławomirem Cenckiewiczem. Postanowił go oczernić, zarzucając mu „zmontowanie” afery z „Bolkiem”. Prof. Cenckiewicz broni swojego dobrego imienia. Wyjaśnimy fakty w tej kwestii i przytaczamy źródła potwierdzające, iż Lech Wałęsa nie ma racji.
Lech Wałęsa odniósł się do doniesień medialnych dziennika „Fakt”, wedle których w latach 90-tych miał zostać przez mieszkańców swojego rodzinnego Popowa obrzucony pomidorami, gdy ci dowiedzieli się o jego agenturalnej przeszłości. Były prezydent zaprzecza tym faktom, przy okazji twierdząc, że cała sprawa z ujawnieniem jego współpracy z SB została „zmontowana” przez Sławomira Cenckiewicza.
Od razu zareagował na to sam zainteresowany, który stwierdził, że ma kolejny materiał dla sądu.
SB a Lech Wałęsa
Trudno zweryfikować doniesienia „Faktu” w sprawie incydentu w Popowie. Natomiast dysponujemy całą gamą informacji o tym, że Sławomir Cenckiewicz wcale nie „zmontował” żadnej afery z Bolkiem. Współpraca Lecha Wałęsy z SB ma poparcie w źródłach. Świadczy o tym szereg dokumentów, których autentyczność potwierdzili historycy z IPN.
W 2008 roku Sławomir Cenckiewicz wraz z Piotrem Gontarczykiem napisali książkę „SB a Lech Wałęsa”. Od tamtej pory były prezydent traktuje prof. Cenckiewicza jakby był on jego wrogiem numer jeden. Przez lata były prezydent wypierał się swojej agenturalnej przeszłości, najpierw twierdząc, że SB fabrykowała dokumenty, a potem w słynnym wywiadzie z Moniką Olejnik w programie „Kropka nad I” – jak czytamy na stronie dziennik.pl – wyznał, że podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. Jak samo podkreślał, ponieważ „chciał ich przechytrzyć”.
Rzeczywiście, IPN w 2010 roku przyznał, że w latach 80-tych SB fałszowało dokumenty, by skompromitować prezydenta Wałęsę przed komitetem noblowskim. Jednak książka prof. Cenckiewicza oraz dr Gontarczyka odnosi się do jego agenturalnej przeszłości głównie z lat 70-tych. To z tamtego okresu pochodzi najwięcej dowodów na współpracę Lecha Wałęsy z SB. Gdy w 2016 roku zmarł generał Czesław Kiszczak, wdowa po nim przekazała do IPN dokumenty, które także jednoznacznie wskazują na to, że Lech Wałęsa był agentem SB o pseudonimie „Bolek”, wraz z jego zobowiązaniem i oryginalnym podpisem. Badacze z IPN potwierdzili autentyczność dokumentów. Do tamtego momentu miał miejsce spór historyków o autentyczność dotychczasowych źródeł na ten temat. Po tamtym wydarzeniu nawet najwięksi obrońcy Lecha Wałęsy, tacy jak prof. Andrzej Friszke, potwierdzili, że dokumenty od generałowej są autentyczne.
„Tego nie da się obronić. W perspektywie tego, co dzieje się dziś, Wałęsa więcej sobie tym zaszkodził, niż pomógł. Próbował usunąć dokumenty i takiego krętactwa rozgrzeszyć się nie da” – tak na łamach portalu onet.pl sprawę wypożyczenia, a następnie oddania zdekompletowanych akt TW „Bolka” przez Lecha Wałęsę komentował historyk.
Jednak nawet po tak silnych dowodach Wałęsa dalej twierdzi, że nie współpracował z SB, zaprzeczając także własnym wcześniejszym słowom, które przytaczamy w artykule. Zarzucił on prof. Cenckiewiczowi i całemu IPN, że uwzięli się na niego i chcą go zniszczyć. Sławomir Cenckiewicz postanowił w maju bieżącego roku pozwać Wałęsę za oczernianie go. Rozprawa ma się odbyć 15 grudnia. Sąd ma ostatecznie ustalić, czy historycy badający przeszłość Wałęsy mają rację. Natomiast stwierdzenie Lecha Wałęsy, iż prof. Cenckiewicz „zmontował aferę z Bolkiem” w świetle badań historycznych jest fake newsem. Prof. Sławomir Cenckiewicz ze względu na swój wiek oraz poglądy – nawet jeśli sąd udowodni kiedyś wbrew dostępnym źródłom, że są to fałszywe dokumenty spreparowane przez SB – nie mógł uczestniczyć w takim procesie a jedynie jako naukowiec badał wytworzone już dokumenty. Z uwagi na to nie dziwi sytuacja, iż chce on w sądzie oczyścić swoje dobre imię naruszone przez Lecha Wałęsę.
Jacek Kowal
Źródła:
fot. facebook/LechWalesa